Na otwarciu Dni Piosenki Greckiej w amfiteatrze w Zgorzelcu przewodnicząca stowarzyszenia Ars Augusta została zaproszona do opowiedzenia o swoim dzieciństwie w Zgorzelcu, o Grecji oraz o Ars Augusta e.V.
Wydarzenie zorganizowała Biblioteka Miejska w Zgorzelcu i reklamowała ją następująco:"Kultura nie zna granic. Spotkanie z Eleni Triadą Ioannidou
Miejska Biblioteka Publiczna w Zgorzelcu zaprasza Państwa na spotkanie z urodzoną we Wrocławiu, wybitną grecko-polską śpiewaczką operową, animatorką kultury na Dolnym Śląsku i w Saksonii, kreatorką i szefową Stowarzyszenia Ars Augusta w Görlitz oraz fascynującą kobietą, jaką niewątpliwie jest Eleni Triada Ioannidou. Spotkanie zorganizowane w ramach XXIV Międzynarodowego Festiwalu Piosenki Greckiej odbędzie się 22 lipca (piątek, godzina 18:00) w Miejskim Domu Kultury w Zgorzelcu (ul. Parkowa 1).
Jest znaną w świecie sopranistką operową, laureatką wielu konkursów śpiewaczych, cenioną wykonawczynią ról ze światowego repertuaru. Koncertowała m.in. w Japonii, Francji, Niemczech, Włoszech, Kolumbii. Z powodzeniem występowała na scenach: Ateńskiej Opery Narodowej, Mediolańskiej Scali, Teatro Massimo di Catania, Teatro Donizetti di Bergmo. Śpiewała z Jose Carrerasem w Megaron Mousikis w Atenach.
Od 2015 roku jest producentem wydarzeń muzycznych. Mieszka w Görlitz gdzie razem z Heinzem Müllerem (autorem, muzykiem i inżynierem dźwięku) prowadzi warsztaty i studio nagrań. W 2017 roku wspólnie stworzyli Stowarzyszenie Ars Augusta, które promuje młodych artystów, tworzy zespoły i projekty muzyczne, jednym zdaniem – współtworzy nasze regionalne dziedzictwo.
Działalność na niwie kultury wysokiej nie jest dziś drogą usłaną różami, i chyba nigdy nie była. Jej odbiór wymaga jednak choćby minimalnego przygotowania, a z tym u nas nie jest zbyt dobrze. Mimo to Ioannidou nie rezygnuje i walczy z oporem materii. Tajemnica jej wiary w słuszność obranej drogi być może tkwi w Triadzie, drugim imieniu Eleni, które ją naznacza i charakteryzuje. Platońska Triada to: Prawda, Dobro i Piękno. Czy te wartości determinują jej działania w istocie? Przyjdźcie na spotkanie i przekonajcie się – zapraszamy."
Wykształceni ludzie w miejskiej bibliotece wiedzieli już nieco więcej o drugim imieniu (Triada), nietypowym w Grecji, które było w rzeczywistości życzeniem matki Eleni: jako Polka i Filhellenka zachwycała się dźwiękiem i pięknem tego archaicznego słowa. I właśnie z tą kobietą, Danusią, rozpoczął się wywiad. Oto pytania i odpowiedzi do wywiadu przygotowane przez Eleni.
Urodziła się pani we Wrocławiu i wychowała w Grecji, czy może pani powiedzieć nam kilka słów o tym pięknym kraju, co znaczy dla pani „Grecja”?
Grecję poznałam we Wrocławiu, nawet nie od mojego greckiego ojca, ale od mojej mamy, która jest Polką. Jeśli znam grecką mitologię i grecką historię, to nie dzięki mojemu ojcu, który raczej nie interesował się takimi tematami. Mój ojciec był Grekiem, a mama kochała Grecję. Są ludzie żyjący w Grecji i ludzie na całym świecie, którzy mają greckiego ducha, tak zwani Philhellenowie. Jedną z nich była moja mama Danusia. Do dziś pamiętam książki, które czytała: książki Jadwigi Żylińskiej, np. „Amazonki, Kapłanki i Czarownice”.
Chodziła i imprezowała w "Klubie Greków" we Wrocławiu i kochała wszystko w tej kulturze: tak zakochała się w moim ojcu. Później kupiła nam książki dla dzieci z mitami o greckich bogach i bohaterach, razem co roku odwiedzaliśmy Akropol i wszystkie inne świątynie w Grecji.
Dziś mama mieszka w Oropos pod Atenami. Chociaż miała poważne problemy z kryzysem finansowym, nie chce wyjeżdżać z kraju, mówi „Jestem Greczynką”. Wniosek: Grecja to wszechświat, wielka uniwersalna dusza poza granicami kraju. Ale Grecja jako kraj jest źródłem tego ducha, mam na myśli bardzo szczególny charakter tego kraju. W Grecji światło jest inne, jest silniejsze, a przyroda jest piękna i pełna darów. Ludzie, którzy tam mieszkają, myślą inaczej, są szczęśliwsi, a ponieważ natura jest tak hojna dla ludzi, oni też są: To nie jest cud że w takiej naturze filozofia i estetyka zostały hojnie dane całej ludzkości.
Görlitz-Zgorzelec nie jest pani obcy. Miałaś tu rodzinę, chciałabyś opowiedzieć nam historię o swojej rodzinie?
To prawda, to miasto nie jest mi obce. Jako dziecko spędzałam tu wakacje, ponieważ moja babcia Eleni i ukochana ciocia Sofia i wujek Kostas mieszkali tu ze swoimi dziećmi, moimi kuzynami Thomasem, Archondulą i Charilakisem, którzy teraz mieszkają w Grecji i droga Eleutheria, nasz jedyny lekarz w rodzinie, która młodo zmarła na raka. Mój dziadek Vassilios zmarł zanim się urodziliśmy: dziś leży na cmentarzu w Zgorzelcu.
Urodziłam się w 1972 roku i wróciliśmy do Grecji, gdy miałem 6 lat. Wszystko, co pamiętam z tamtych czasów, utkwiło mi w pamięci jak marzenie o szczęśliwym dzieciństwie, które towarzyszyło mi wszędzie w późniejszych latach. W Zgorzelcu pamiętam ulice, którymi szliśmy z mamą do parku miejskiego. Mama opowiadała, że kiedy jechała ze mną w wózku na niemiecką stronę miasta, ludzie mnie podziwiali i lubili, bo takie czarne dziecko było tam egzotyczne. Zapamiętałem też granit na środku parku pachnący węglem, a gdziekolwiek znów ten zapach poczułam, pamiętałem Zgorzelec. Często widziałam też sen, w którym pośrodku dużego pięknego parku znajdowała się piękna grecka świątynia. Dziś wiem, że śnił mi się Dom Kultury, tylko że jako dziecko czułam, że wszystko jest ogromne. Ta neoklasyczna estetyka sprawiła, że poczułem jakby małą „Grecję” w Zgorzelcu i Görlitz, biorąc pod uwagę to, co powiedziałem wcześniej: że Grecja jest wielkim uniwersalnym duchem.
Moja babcia miała małe mieszkanie przy ulicy Stefana-Okzej 5, wnętrze miało w sobie coś orientalnego. Rodzina mojego ojca, jak większość uchodźców politycznych, pochodziła z północnej Grecji i wywodziła się z Pontos na wybrzeżu Morza Czarnego: została wygnana ze swojej ojczyzny w latach dwudziestych XX wieku. Nadal mieli tradycje Greków, którzy mieszkali w Anatolii przez tysiące lat i które do dziś widzimy w krajach takich jak Gruzja, Kaukaz, Armenia: na przykład gobeliny nad łóżkiem.
Ciocia Sofia i wujek Kostas mieszkali w starszym mieszkaniu przy ulicy Sienkiewicza 2. Byli partyzantami na wojnie iw górach zimą, on stracił nogę, a ona straciła foo. Czułam się jak w pałacu w małym mieszkaniu w starej kamienicy: parkiety, duże pokoje, wysokie sufity, duża kuchnia i spiżarnia z młynkiem do kawy na ścianie. Nigdy nie widziałam tak pięknych apartamentów w Grecji. To piękno poniemieckich mieszkań utkwiło mi w pamięci i zawsze mnie inspirowało.
Studia śpiewu ukończyłaś z wyróżnieniem w Volos, ale jesteś także inżynierem rolnictwa i pracowałaś również naukowo w Wiedniu. Mówisz też wieloma językami. Jak powstaje ta wszechstronność?
Fakt, że mam za sobą „poważny” dyplom, wynika z tego, że muzyka i sztuka tak naprawdę nie są postrzegane w Grecji jako „zawody”. Musisz uczyć się czegoś „poważnego”. Tegoroczna laureatka Konkursu pieśni klasycznej, również Greczynka, jest matematykiem. Od dzieciństwa kocham muzykę, zwłaszcza fortepian. To także moja mama sprawiła, że pokochałam muzykę klasyczną. Bo kupowała płyty, zwłaszcza muzykę Chopina: dziś całą jego muzykę znam na pamięć, a także symfonie Beethovena z Otto Klempererem, dla którego teraz wiem, że wielki dyrygent urodził się we Wrocławiu.
Ale miałam talent do nauki, byłam najlepsza w swojej klasie. To po prostu oznaczało, że powinnam iść na uniwersytet. Głównym pytaniem jest oczywiście zawsze co? Chciałam być architektem. Ale kiedy przyszedł egzamin państwowy, złożyłam podanie na matematykę i inne akademie, w tym akademię rolniczą. W końcu punkty egzaminu skłoniły mnie do studiowania w Akademii Rolniczej i powiedziałam sobie: „Zostaję na semestr i w przyszłym roku powtórzę egzamin”. Ale wtedy pierwszym przedmiotem była biologia, profesor był fantastyczny i zostałam. Fascynowało mnie studiowanie przyrody. Rośliny, jak działa natura, jak ważna jest ekologia i ochrona przyrody! Dziś jestem wdzięczna, że los mnie tam zaprowadził i że teraz tak dużo wiem, że tutejszy klimat jest bardzo odpowiedni dla wina.
Artyści, naukowcy itp. - mogą być dobrzy we własnej dyscyplinie, ale to nie wszystko. Kiedy artysta nie ma nic do powiedzenia, tworzy pustą, nudną sztukę. A naukowiec, który dba tylko o pieniądze lub karierę, nie pomaga światu, ale właśnie po to został wezwany. Sztuka i nauka to powołanie, a nie praca. Nawiasem mówiąc, zawsze podziwiałem ludzi, którzy zajmowali się zarówno sztuką, jak i nauką. Na przykład Albert Schweizer, organista, który był również lekarzem.
Jako ludzie musimy kształcić się do końca życia: możliwie wszechstronnie: historia, przyroda, świat, antropologia, musimy podróżować, żyć dłużej w innych krajach, uczyć się języków, aby móc czytać gazety i książki w oryginalnym języku. Edukacja klasyczna jest bardzo ważna i pomaga poznać siebie i świat. Jeśli chodzi o języki, to znam sześć z nich, ale niestety żaden z nich nie jest doskonały. W Grecji uczyliśmy się francuskiego w szkole i wszyscy muszą mówić po angielsku. Bardzo wcześnie nauczyłem się też niemieckiego.
Jako dziecko fascynowała mnie literatura Tomasza Manna i kiedy usłyszałem pieśni Schuberta, powtarzałem je, ale ich nie rozumiałem. Kiedyś poprosiłam mamę, żeby zapisała mnie do niemieckiej szkoły i gdy miałam 16 lat miałam już dyplom Instytutu Goethego.
To był los, że zacząłem studiować śpiew w Volos, gdzie studiowałem rolnictwo. Volos to miasto, które nazywa się „Wiedniem Grecji”, ponieważ ma dużo kultury. Chciałem nauczyć się gry na fortepianie, ale w konserwatorium powiedziano mi, że w wieku 18 lat jestem za stary. Wtedy usłyszałem tam piękny głos, który mnie oczarował. Zapytałem, czy mógłbym nauczyć się śpiewać w tym wieku, a oni odpowiedzieli, że tak. Potem zaczęła się ta droga, która nie była łatwa, bo świat opery jest bardzo trudny. Ale posiadanie innych talentów zawsze mi pomagało. Nie mam fenomenalnego głosu. Ale miałem reputację charyzmatycznego na scenie i bardzo często ludzie płakali, kiedy śpiewałem. W moim przypadku byłem bardziej artystą niż piosenkarzem, nie miałem świetnego instrumentu, ale mogłem na nim robić fajne rzeczy i opowiadać historie.
W 1998 roku zdobyłaś stypendium „Alexandra Triandi”, co było początkiem Twojej kariery. Opowiedz o najważniejszych momentach tej kariery?
Stypendium było jedną z wielu naaród, jakie otrzymałem. W drodze zawsze byli ludzie, którzy coś we mnie rozpoznawali. Sami byli wielkimi artystami i jestem im tylko wdzięczny.
Kitsa Damasioti była mezzosopranistką, śpiewała w Wiedeńskiej Operze Narodowej i była stałym członkiem zespołu w Düsseldorfie: grała kiedyś nagrania „Wesendock-Lieder” Wagnera z jakimś bardzo znakomitym dyrygentem, myślę, że Leopoldem Stokowskim. Kostas Paschalis, z którym doskonaliłem się w Ateneum, jeden z najwybitniejszych barytonów w Grecji, który również zrobił wielką karierę za granicą. Kiedy brałam udział w konkursie na stypendium Towarzystwa Przyjaciół Muzyki Ateńskiej, wysłuchał mnie Grigoris Lambrakis, bardzo ważna postać kultury Grecji, która pokochała swoją nauczycielkę Aleksandrę Triandi i stworzyła to stypendium na jej cześć.
Na tegorocznym Konkursie Pieśni zasiadał w jury obecny dyrektor Towarzystwa Przyjaciół Muzyki, pan Charkiolakis. Powiedział mi, że Alexandra Triandi była właściwie jednym z założycieli Towarzystwa i ważną śpiewaczką pieśni, a nie opery. Widzę tu też coś fatalnego, bo w Grecji są dwa stypendia dla śpiewaków: „Maria Callas” i „Alexandra Triandi”. Maria Callas, wielka diwa operowa i Alexandra Triandi, założycielka instytucji muzycznej i nieznana śpiewaczka. I dostałem stypendium w jej imieniu.
Za pieniądze studiowałem rok w Wiedniu, drugi rok we Włoszech, potem zacząłem śpiewać w chórze Arena di Verona, żeby zarobić na studia. Ale to było wspaniałe przeżycie. Na przykład śpiewałem tam w Verdi Requiem pod dyrekcją George'a Pretre'a: było to jedno z najpiękniejszych muzycznych przeżyć w moim życiu. A tam operę przeżyłam bezpośrednio na scenie: fajnie jest śpiewać w chórze! W tym samym czasie brałem udział w konkursach i to Jose Carreras usłyszał mnie na konkursie Verdiego w Busseto i zaprosił na benefis do Aten. Czułem się jak Kopciuszek!
Ale wielkim początkiem jako solista było wykonanie scen z „Traviaty” na scenach w Orvieto w 1998 roku. Nigdy nie zapomnę tego, co wydarzyło się, gdy zaśpiewałam „Addio del passato”: trzęsienie ziemi w teatrze. Ludzie oszaleli, bo tak intensywnie grałem ból pani kamelią. Wtedy zdałem sobie sprawę, że jestem bardziej aktorką niż piosenkarką. Zawsze miałam wiele wątpliwości, czy jestem wystarczająco dobra do tej pięknej sztuki. Ale Verdi i Mozart zawsze bardzo mi pomogli: uważam te dwa duchy za swoich obrońców. Wygrałem wiele konkursów z Verdim i Mozartem. Za każdym razem, gdy śpiewałem „Pace, pace mio Dio” z pianississimo Si-bemole, była to nagroda. Ale Leonora z Trovatore i Fiordiligi z „Cosi fan tutte” również otworzyły mi drzwi. Leonora była dla mnie świetną rolą. W tym czasie potrafiłem śpiewać C pianissimo. Bardzo trudna rzecz. A kiedy bardzo cicho zaśpiewałam wysokie nuty, ludzie zaczęli płakać. Tak więc pewnego dnia śpiewałam Leonorę w Trovatore w mediolańskiej operze kameralnej, a krytyk muzyczny usłyszał mnie i powiedział coś o mnie Leyli Gencer, która była wówczas dyrektorką Academia della Scala. Leyla była w połowie Polką, w połowie Turczynką. Także los. Zaśpiewałam „Tacea la notte” i „D'amor sull ali rosee” dla Leyli i to było to. Czy Leyla coś we mnie rozpoznała? Zabrała mnie na Akademię i zadebiutowałem dwiema rolami w operach Donizettiego, w Teatro degli Arcimboldi (w czasie remontu La Scali) i Teatro Donizetti di Bergamo. W czasie pobytu w La Scali oglądałem wszystkie próby Riccardo Mutiego, podziwiałem tego człowieka i brałem udział w darmowych kursach mistrzowskich z takimi ludźmi jak Luigi Alva, Christa Ludwig, Teresa Berganza i inni.
W każdym razie Leyla powiedziała wtedy, że chce mi pomóc pokazać „że może istnieć przyjaźń między Grekami a Turkami”. Nigdy tego nie zapomnę.
Wtedy wygrałem konkurs Giuseppe di Stefano w Trapani, a nagrodą był debiut roli Fiordiligi w „Cosi fan tutte” Mozarta, rola, którą zaśpiewałam w „Maggio musicale Trapanese” w reżyserii Michała Znanieckiego, który jest tu bardzo znany . Ten debiut ułatwił mi zaśpiewanie roli w Roku Mozartowskim 2006 w Atenach jako Hrabina w Nozze di Figaro, a następnie ponownie w 2008 roku w La Scali w Mediolanie jako Fiordiligi w słynnym ostatnim przedstawieniu Giorgio Strehlera na Teatr Strehlera. To było niesamowicie piękne przeżycie, bo teatr Strehlera jest wyjątkowy: ten człowiek miał całą filozofię i wizję teatru. Na przykład teatr bez prądu, tylko technologia pneumatyczna - pneuma to po grecku duch.
Nie miałem wspaniałej kariery, ale mam błogosławieństwo uczenia się wielu rzeczy od wspaniałych ludzi, których mogę teraz nadal uczyć i pomagać młodym śpiewakom. W 2015 roku zacząłem produkować opery, w tym roku zainicjowałem konkurs wokalny i byłem jurorem. Jestem producentem, może niezłym. To jest spełnienie!
W 2017 roku przyjechałeś do Görlitz. Dlaczego zdecydowałeś się zamieszkać w Görlitz?
W 2010 przeprowadziłem się z Werony do Monachium. W 2012 roku, dokładnie 10 lat temu, poznałam mojego męża Heinza Müllera, z którym teraz również pracujemy zawodowo, ponieważ jest fantastycznym realizatorem dźwięku i możemy profesjonalnie nagrać wszystko, co robimy. Problemy zaczęły się w 2015 roku. Miałem poważny wypadek z tramwajem, spłonęło nasze mieszkanie. To był kryzys, w którym czułem, że najlepszym sposobem jest „powrót do ojczyzny”. Coś w duszy mi mówiło: „Tam znajdziesz spokój...” (jak w piosence Schuberta „Lindenbaum”). To uczucie było prawidłowe. Ojczyzna zawsze daje wielką siłę w czasach kryzysu. Mówię to bardzo często i dlatego mnie to krytykuje, zwłaszcza w Niemczech, bo tam „Heimat” to prawie złe słowo, ale dom, rodzina, własny kraj, to są źródła siły.
No cóż, chciałem wrócić do domu, a to jest Wrocław. Ale Heinz nie mówi po polsku i nie chciał przenosić swojej siedziby z Niemiec do Polski. Umówiliśmy się więc na Görlitz-Zgorzelec, co też było wielkim darem losu, bo to miasto ma niesamowity potencjał, piękno, wspaniałych ludzi i daje mi tak wiele darów, jak możliwość siedzenia tutaj i przemawiania przed tą publicznością.
Proszę, powiedz mi coś o Stowarzyszeniu Ars Augusta...
Ars Augusta to dla mnie drzwi, które otwierają mi możliwość zrobienia wszystkiego, o czym marzyłam od dziecka: kocham muzykę i teatr, historię i dziedzictwo, ale żyjemy w bardzo trudnym dla kultury czasie. Pieniądze są wydawane na inne rzeczy, takie jak wojny. Sztuka przeżywa poważny kryzys, ale wnioski o finansowanie można łatwo składać za pośrednictwem stowarzyszenia non-profit. Fundacje, sponsorzy, a także ministerstwa edukacji bardzo nam pomogły w wielu projektach.
Wtedy ten obszar jest jak archeologiczny raj. Tyle jest historii, o której po prostu zapomniano z powodu problemów historycznych!
Znaczna część historii Saksonii (ojczyzny Winkelmanna) i Śląska jest również związana z Grecją. Na przykład opera Antonia Bioniego „Issipile”, którą odkryłem rok temu w Wiedniu, oparta jest na libretto Metastasia, a prawie wszystkie jego opery barokowe mają motyw z mitologii greckiej. „Issipile” to jedna z 24 oper napisanych przez weneckiego kompozytora Antonio Bioniego dla Opery Wrocławskiej, którą Habsburgowie założyli na krótko przed przybyciem Fryderyka Wielkiego. Katolicki Śląsk miał niesamowitą tradycję operową, każde małe miasteczko miało operę dla szlachty habsburskiej i jezuitów: „Issipil” był największym i najważniejszym odkryciem, jakiego dokonałem i jestem z tego bardzo dumna.
Odkryłem też wiele rzeczy z kręgu braci Gerharta i Carla Hauptmannów. W ramach projektu INTERREG przetłumaczyłem „Festspiel” Gerharta Hauptmanna na język polski w 2018 roku. Jest to dramat pacyfistyczny, który Hauptmann napisał dla Maxa Reinhardta na otwarcie Hali Stulecia w 1913 roku, rok po otrzymaniu Nagrody Nobla i rok przed wybuchem wojny. Grecja też jest w tym, bo kończy się pacyfistycznym monologiem bogini Ateny, która głosi w 1913 roku, że wszystkie narody powinny się wzajemnie kochać. Zleciłem tłumaczenie Grzegorzowi Zakowi (muzykowi) i wykonał fantastyczną robotę, bo potrafił pisać rymami, co nie każdy tłumacz potrafi! Później odkryłem piosenki kompozytorki Anny Teichmüller, która mieszkała w Szklarskiej Porębie i pisała piosenki do wierszy Karla, a my je nagrywaliśmy. Tutaj mam tom po polsku i niemiecku, który może wziąć każdy.
Rok temu odkryliśmy na nowo Martina Opitza, wielkiego poetę z Bolesławca i tak dalej! W tym roku prowadzę warsztaty na temat opery Metastasia „Re Pastore” (z życia Aleksandra) Johanna A. Hassego, opera wystawiona po raz pierwszy w Warszawie w 1762 r. za panowania króla saskiego Augusta III. Wczoraj wieczorem przepisałem libretto, które znalazłem u Polony, po polsku, aby polscy śpiewacy mogli zrozumieć włoskie libretto.
Dużo robimy też, aby szerzyć polską kulturę w Niemczech z pomocą polskich artystów. Na przykład rok temu uczyliśmy się pieśni Ludomira Różyckiego, graliśmy dużo muzyki polskiej w Augusta Kultursalon, przy Augustastraße 6, gdzie mieszkamy i koncertujemy. A na kolejną edycję Konkursu Liderowego chciałbym otworzyć konkurs na kompozycję wiersza Jana Kochanowskiego, piosenka powinna być wtedy piosenką obowiązkową w Konkursie Liderowym.
Kocham Grecję, ale kocham też Polskę. Jestem bardzo wdzięczna Bogu, że mogę nazwać ten kraj moją ojczyzną!
Jakie są Twoje plany na przyszłość?
Do najważniejszych projektów stowarzyszenia należy założenie Łużyckiego Zespołu Barokowego, z którym prowadzimy warsztaty, opery i koncerty, a także konkurs piosenki Bolko von Hochberg, który rozpoczął się w Görlitz-Zgorzelcu w czerwcu 2022 roku. Bolko odkryłem von Hochberg od pierwszego dnia mojego przyjazdu do Görlitz, kiedy zobaczyłem ratusz Stadthalle. Wow - co za wspaniały pomnik. Kiedy dowiedziałem się, że Bolko (polskie imię niemieckiego nazwiska) zbudował tę salę na Śląski Festiwal Muzyczny i że jest też kompozytorem, wiedziałem: to jest powołanie. W tym czasie Anne Marie Franke była kierownikiem ds. kultury w Muzeum Śląskim, która pomogła sfinansować projekt nagrania piosenek Bolka i napisania biografii. Tak to się wszystko zaczęło.
Teraz zaczniemy szukać sponsorów na kolejną edycję w 2024 roku. Jesteśmy wdzięczni za wszelką pomoc i napiszę do Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej - nie wiem jeszcze z jakim partnerem. W jednym roku odbędzie się konkurs, w następnym cykl recitali.
Teraz na przykład rozpoczynamy serię takich koncertów. 2 października w Zamku Fürstenstein/Zamek Książ, gdzie urodził się Bolko. O 18:00 holenderski baryton Vincent Kusters i bułgarska pianistka Doriana Tchakarova zaśpiewają pieśni oparte na wierszach wielkiego śląskiego poety Josepha von Eichendorffa i pieśniach Bolka. A wcześniej grecka zdobywczyni pierwszej nagrody Vassia Alati wystąpi w Ottobrunn pod Monachium, ponieważ Monachium jest bardzo ściśle związane z Grecją. A burmistrz Ottobrunn przekazał 6000 euro na pierwszą nagrodę.
Wszystkie Filmy z Konkursu można zobaczyć na naszym kanale YouTube, zapraszamy do śledzenia.
W końcu moim największym marzeniem jest założenie teatralnej akademii muzycznej w Görlitz jako projekt Creative Europe Desk z Polską i Grecją. W Polsce mam świetnego partnera: Muzeum Łazienki, gdzie znajduje się Amfiteatr Grecki i Teatr Barokowy Augusta Poniatowskiego (mojego ulubionego polskiego króla), a w Grecji Centrum Kultury w Kozani, skąd pochodzi mój ojciec. Czy to nie jest jak zamykanie kręgu?
------------------------------------------------------------------------------
Po rozmowie Biblioteka Państwowa opublikowała następujący raport. Nie mogę być wystarczająco wdzięczny za jej uważne słuchanie i możliwość opowiedzenia światu tego, co jest dla mnie ważne.
Gwiazda pierwszej wielkości
"Na otwarcie XXIV Międzynarodowego Festiwalu Piosenki Greckiej, Miejska Biblioteka Publiczna w Zgorzelcu zaprosiła zgorzelczan na spotkanie z Eleni Triadą Ioannidou. Ta grecko-polska, znana w świecie, pieśniarka operowa mieszka aktualnie w Görlitz, gdzie razem z mężem Heinzem Mullerem (autor, muzyk, inżynier dźwięku) prowadzą Stowarzyszenie Ars Augusta. Eleni Ioannidou opowiedziała o swych grecko-polskich korzeniach. Urodzona we Wrocławiu w rodzinie Greka Theodosiosa i Polki Danuty, która była prawdziwą hellenofilką. I to właśnie mama była osobą, która o Grecji najwięcej opowiadała swym córkom. Dziadek ze strony mamy zaszczepił w małych dziewczynkach zamiłowanie do muzyki poważnej, miał duży zbiór płyt z utworami Chopina, Beethovena i innych wielkich kompozytorów, które często włączał. Następnym etapem w życiu Eleni było dzieciństwo i młodość w Grecji, i tu również polska mama była motorem poznawania historii, kultury i architektury Hellady. Eleni otrzymała staranne muzyczne wykształcenie, zdobywała nagrody na licznych konkursach śpiewaczych, występowała na wielkich scenach muzycznych Grecji, Japonii, Francji, Włoch, Niemiec, Kolumbii. Obok studiów muzycznych, studiowała także… rolnictwo – uzyskała dyplom inżyniera produkcji roślinnej. Sama o sobie mówi, że interesuje ją bardzo dużo, bardzo różnych rzeczy, a tak naprawdę chciałaby wiedzieć wszystko… Od 2015 roku jest producentem muzycznym, a w 2017 razem z mężem założyli Stowarzyszenie ARS Augusta w Görlitz. Promują młodych muzyków, organizują warsztaty, tworzą zespoły muzyki poważnej. Najnowszym zrealizowanym przedsięwzięciem był konkurs śpiewaczy im. Bolka von Hochberg, którego pierwsza edycja odbyła się w bieżącym roku w Zgorzelcu i Görlitz. Marzeniem do realizacji, które stawia przed sobą Ioannidou jest zorganizowanie dużego koncertu w Stadthalle, gdzie – jak mówi – jest bardzo dobra akustyka. Eleni Ioannidou dała się poznać w piątkowy wieczór jako osoba pełna ciekawych pomysłów i dynamiczna realizatorka. Jest przy tym osobą bardzo otwartą i serdeczną, a przede wszystkim imponuje kulturą osobistą i skromnością, którą wręcz emanuje - mimo wielkich sukcesów, jakie przecież w życiu artystycznym odniosła. Zdaniem wielu widzów, było to świetnie zorganizowane i zrealizowane spotkanie, a Eleni Triada Ioannidou okazała się Gwiazdą pierwszej wielkości. Dziękujemy Pani za przyjęcie zaproszenia i liczymy na kolejne spotkania pod egidą Miejskiej Biblioteki Publicznej w Zgorzelcu."
Comentarii